sobota, 24 marca 2018

Wiosenny Toruń

Ten marcowy, ciepły weekend to była chyba nagroda za przedłużającą się zimę i chociaż jestem jej największą fanką, to jednak gdzieś tam skrycie i ja marzę już o ciepłych wieczorach, zielonej trawie,promieniach słońca, a przede wszystkim o  nieubieraniu moich dzieci w kurtki, kombinezony bo zanim wszyscy jesteśmy gotowi do wyjścia, to ja już mam zazwyczaj dosyć...

Dlatego kiedy pan od prognozy zapowiadał uparcie ponad 15 stopni, wiedziałam, że musimy to wykorzystać i gdzieś w końcu pojechać. Pomysłów było kilka i jeszcze podczas śniadania wahaliśmy się nad ostatecznym kierunkiem. W końcu padło na Toruń. To miasto podczas naszej poprzedniej wizyty zrobiło na mnie ogromne wrażenie.  Pomyślałam, że to idealne miejsce do studiowania i mieszkania. Atmosfera, architektura, historia i oczywiście słynne lody od Lenkiewicza poprawione toruńskim piernikiem to mieszanka dla mnie wymarzona. Dlatego zapakowaliśmy dwójkę maluchów, dwa wózki i pojechaliśmy. 

Z dziećmi to jednak już trochę inne zwiedzanie, bo w zasadzie takiego nie było. Po prostu spacerowaliśmy, siedzieliśmy na ławkach w słońcu, robiliśmy przerwy na karmienie Adasia, a kiedy dzieci spały po prostu spacerowaliśmy i chłonęliśmy atmosferę, która ponownie mnie urzekła! 

















I już przebieramy nogami na następne wyjazdy, kilka takich krótkich wycieczek mamy już zaplanowane, ale w maju czeka nas pierwszy, dłuższy wyjazd w czwórkę:-)

poniedziałek, 5 lutego 2018

Kolacja na śniadanie

Hmm...kilka postów - kopii roboczych czeka w kolejce już od dawna. Miałam napisać o ulubionych książkach, o nowej rzeczywistości w czwórkę, ale czas mijał, a mnie codzienność chyba przytłoczyła. Każdy dzień taki sam, jak to mówi moja ciocia, chyba trzeba kolację zjeść na śniadanie, żeby coś w tej rutynie odmienić. Ale przyszedł taki moment, kiedy chyba udało nam się złapać jakiś rytm, zorganizować się i bardzo polubić zwykłą codzienność. 

Ach jak przyjemnie jest spędzać zimę w domu, kiedy nie marznę czekając codziennie na pociąg, nie wychodzę z domu jak jest ciemno i wracam też po ciemku, za to piję ciepłą kawę w wygodnym ubraniu na kanapie, jem spokojne śniadanie, spaceruję zimowym lasem z psem, kupuję pączki w okolicznej piekarni (!) i w końcu nigdzie się nie spieszę. A zima trwa w najlepsze, chociaż ku mojemu rozczarowaniu brakuje śniegu i prawdziwego mrozu. Te kilka śnieżnych dni kompletnie nie zaspokoiło mojej tęsknoty za białą zimą. I jak nigdy w styczniu pojawiała się myśl o wiośnie i słońcu...






Trochę zimy...długie spacery z Cerberem. 


Zimowy poranek w dniu drugich urodzin Alusi



Nie pogniewałabym się na jeszcze trochę prawdziwej zimy, żeby potem z radością oczekiwać wiosny! 

wtorek, 14 listopada 2017

Adaś!

                       Już jest! Nasz Synek - Adaś!


Trwam w zachwycie nad tą małą Istotką, dotykam, całuję, tulę, karmię, nie śpię i tak cały czas...Czuję się kompletna jako kobieta, mama, żona. I chociaż na razie ogarnął nas wielki chaos, nic nie jest jak zwykle, to jednak moje szczęście osiąga apogeum. 



Początki są dużo spokojniejsze niż miało to miejsce w przypadku Alusi. I chociaż pojawiają się łzy,  to czuję, że dojrzałam do tej roli...


A Starsza Siostra zaskoczyła mnie jak dobrze przyjęła Brata. Pojawiają się co prawda delikatne przebłyski zazdrości, ale jednocześnie całuje, tuli i zachwyca się bratem.


Czekam, aż dojdę do formy i zaczniemy normalne, zwyczajne życie, póki co wszystko odbywa się spontanicznie, z nutką szaleństwa:-) Daję sobie czas i nie przyspieszam niczego. Wszystko się ułoży...

poniedziałek, 16 października 2017

Trwam w zachwycie...

Stęskniłam się za lasem, ale mamy go na szczęście na wyciągnięcie ręki. I choć zmęczeni naprawdę pracowitym weekendem, wybraliśmy się wczoraj na spacer. Chłonęłam kolory, barwy, zapach, szelest liści...chciałam też do tego naszego wirtualnego pamiętnika wkleić zdjęcia, niech staną się tradycją. Rok temu było tak:



Jeszcze niechodząca Ala, chyba nieświadoma tego piękna, ale w tym roku już było całkiem inaczej. Mój zachwyt zdecydowanie udzielił się Alusi.





                                                         Liście, patyczki, żołędzie...najlepsze zabawki.









Staram się z tej jesieni "wyciągnąć" ile się da.  Zapisze się ona w naszym życiowym kalendarzu na zawsze:-) Takie spacery dają mi wiele energii, której już naprawdę mam resztki, ale trwam w zachwycie i myślę sobie, że skoro cieszą mnie takie rzeczy jak jesienny las to dobry znak. Szczęście jest za wyciągnięcie ręki. 

p.s. Wiem, że czekacie na szersze kadry naszego m po remoncie, musicie mi dać jeszcze troszkę czasu, bo ciągle coś kończymy:-) 


sobota, 14 października 2017

Nasza jesień...

Mam wrażenie, że w końcu wszystko wróciło na swoje tory. Jesteśmy u siebie, wszyscy razem.  Jakoś naturalnie złapaliśmy właściwy rytm, szybkie poranki, potem mój czas z Alą na zabawę, czytanie, oglądanie Świnki Peppy:-) i moje chwile tylko dla siebie.  Ten remont (chociaż skutecznie zmęczył mojego męża) mnie dodał wiele energii i sił. Cudownie wrócić po trzech miesiącach do całkiem nowych, świeżych wnętrz. Przy okazji zrobiliśmy generalne porządki dosłownie w każdym zakamarku, pozbyłam się znowu nienoszonych ubrań, nieużywanych serwetek, ręczników i całej sterty innych rzeczy, oprócz książek, tych nie potrafię oddać. Teraz zajmują one centralne miejsce w salonie i od razu jest przytulniej, wystarczy sięgnąć z kanapy i można czytać.  I chociaż marzą mi się drewniane półki zamówione u stolarza, to na razie jest tak i cieszy mnie ten widok za każdym razem jak spojrzę.  Ala ma swój pokój, jeszcze w rozgardiaszu, ale ogólna koncepcja jest i mam nadzieję, że za chwilę wszystko będzie jak powinno. Cały czas trzeba coś przywiesić, zamontować, dokupić. Mimo wszystko to już naprawdę drobiazgi i nawet wiertarka pod stołem mi nie przeszkadza:-) Nie spieszę się z dekorowaniem, nie kupuję pochopnie kolejnych rzeczy. Założyłam sobie, że czas , podróże, wspomnienia tym razem udekorują nasze mieszkanie. Dlatego ściany będą zdobić zdjęcia  i pamiątki z podróży. 
Cieszę się tym czasem, bo w końcu mogę na spokojnie zaplanować kącik dla Synka, do wielkiej chwili został miesiąc i już naprawdę pora na dokończenie wyprawki. Wiem, że za chwilę znowu wszystko wywróci się do góry nogami i będzie się działo, dlatego staram się łapać każde chwile, kiedy mogę poczytać, pooglądać ulubiony serial, nacieszyć się spacerem z psem w jesiennym lesie. Jesień to zdecydowanie, zaraz po zimie, moja ulubiona pora roku. Z zachwytem obserwuje kolory, kupuję wrzosy, piję herbatę z pomarańczą, robię pyszną zupę z dyni z gruszką i imbirem, jem rozgrzewające kasze i nie rozumiem narzekania na pogodę:) 

               Nasza jesień jest kolorowa...





Nasza jesień to oczekiwanie na chłopca....


Zdjęcie w tym miejscu naszego ogrodu to już tradycja:-)


Nasza jesień to moje chwile na czytanie. Na instagramie pokazywałam książkę "Córki Wawelu". Jeśli lubicie fabularyzowaną historię, z szeroko zakrojonym tłem społecznym i obyczajowym to naprawdę warto przeczytać tę pozycję. 


Postanowiłam też kupić kolejną książkę Agnieszki Maciąg. Jej "Smak zdrowia" przypadł mi bardzo do gustu, wiele przepisów mam ochotę wypróbować i myślę, że "Smak szczęścia" mnie nie rozczaruje. 

A niektórzy marzą chyba o lecie...




Niech ta jesień trwa...

piątek, 29 września 2017

Zatrzymać lato we wspomnieniach...

Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie! Te wszystkie słowa, które napisaliście dodały mi skrzydeł i kiedy teraz zasiadam, aby napisać nowy post, czuję znowu wielką radość:-)

Koniec września, kalendarzowa jesień, zimniejsze poranki i wieczory, szum liści pod stopami, jeszcze ciepłe promienie słońca, ale też deszczowe dni i myśl o najpiękniejszym miesiącu w roku - czyli październiku. Te drobiazgi cieszą  bardzo i staram się łapać każdą chwilę...Ta jesień będzie wyjątkowa, dlatego niech trwa, niech daje i te piękne momenty, ale też te szare i ponure, taka jej uroda i nikt tego nie zmieni, jedynie nasze nastawienie może wiele zdziałać.

I jestem jednocześnie zaskoczona, że to już, bo nasze przedłużone wakacje  u babci trwają w najlepsze, remont ciągnie się w nieskończoność, a my z Alą czujemy się nadal jakby to był sierpień. I choć myślami urządzam pokoje, planuję zmiany, to jednocześnie dni mają swój wolny rytm, który wcale nie chce przyspieszyć. Wiem, że za chwilę wpadnę w wir porządków, potem przygotowanie Synkowego kącika, a potem już tylko czekanie na poród. Dlatego dziś chcę jeszcze wrócić do wakacji, mieć je tutaj w formie pamiętnika i pamiętać na długo. 



Ciąża ma swoje przywileje, możesz bezkarnie wypoczywać na hamaku i nikt nie ma pretensji,  a tej małej Dziewczynce energii nie brakuje, więc każdy miał co robić:-)



To nie były wyjazdowe wakacje, ale udało nam się odwiedzić miejsca, w których spędzałam wakacje jako dziecko. Nad Wartę jeździliśmy rowerami, to zaledwie parę kilometrów i spędzaliśmy tam cały dzień. 

Lato to czas, kiedy najprostsze jedzenie smakuje najlepiej. 


Zwykłe zabawy, które wszystkim dają dużo radości. 




Ala zdecydowanie darzy Cerbera wielką miłością, a on wszystkie jej pomysły znosi ze stoickim spokojem, chociaż czasem chyba ma już dosyć...


          Z każdym kolejnym  dniem sierpnia można było już jednak poczuć oddech jesieni....na którą bardzo czekałam. 



Za dwa dni wracamy do naszego domu, kończy się nasz wakacyjny czas, ale po ostatnim szalonym roku szkolnym myślę, że zasłużyliśmy na niego. Starałam się wykorzystać każdą chwilę, było dużo spotkań, spacerów, przeczytanych książek, a remontowe problemy zostawiam już teraz daleko za sobą. Jestem gotowa jesieni wyjść na przeciw.